niedziela, 6 grudnia 2009

Powódź trzeba stworzyć

Pozwalam sobie wkleić wstrząsający komentarz nadesłany na bloga. To potwierdzenie tezy o tabloidyzacji polskich mediów. Dowód na to, że pogoń za sensacją, nierzetelność dziennikarska, oszukiwanie czytelnika to nie przymioty wyłącznie Faktu. Wielu chciałoby widzieć sytuację na rynku medialnym w sposób tabloidowy – tu jest zły Fakt i może Super Express plus Fakty i Mity, tam porządne dziennikarstwo w wydaniu Rzeczpospolitej, Wyborczej, Polskiego Radia czy TVN. Ci pracujący w pierwszej grupie tytułów to sprzedawczyki i miernoty, ci z drugiej – herosi dziennikarstwa.
Tak nie jest – wszyscy sobie chyba z tego zdajemy sprawę. Jeżeli nie – tworzymy ułatwiony obraz świata, czyli zwykły tabloid. Do prawdy stąd daleko…
Pozdrawiam - Dawid



Jest takie zjawisko, znane w krajach zachodnich, jak "whistle blowing". Chodzi o to, że pracownicy firm ujawniają niewygodne dla ich firm fakty, dotyczące przestępstw czy nadużyć, popełnianych przez osoby lub całe firmy...
Do tej pory w Polsce tego nie było, ale w obliczu kryzysu jak widać pojawiają się takie inicjatywy. I bardzo dobrze!
Kreacja faktów pojawia się też w telewizji! Z przyjemnością czekam na dzień, gdy ktoś dokładie opisze jak tworzy się materiały w "Faktach" ("Fakty" tak mają się do faktów moim zdaniem jak "Prawda" w Związku Radzieckim opisywała prawdę...). Swego czasu wyjątki z działalności pewnego pana w redakcji Faktów pojawiły się na blogu Małgorzaty Piekarskiej, w notce pod tytiłem "Zaplanuj newsa, czyli zrób mi powódź".
http://piekarska.blog.onet.pl/Zaplanuj-newsa-czyli-zrob-powo,2,ID389918469,n

Ciekawe... ? Nie - przerażające! Polecam to co napisała Małgorzata Piekarska na swoim blogu:
Są stacje komercyjne i programy w tych stacjach, które podstawiają osoby, by te udawały kogoś innego. Wiem to nie tylko dlatego, że dziennikarze często zmieniają redakcje i po przyjściu do nas z konkurencji opowiadają te rzeczy. Wiemy to i bez tego. Skąd? Przecież jeździmy na te same tematy! Na miejscu słyszymy, że jakiś człowiek nie chce się wypowiadać. A potem widzimy konkurencyjny materiał z tego zdarzenia i… nagle ten ktoś mówi. Szok! Patrzymy z niedowierzaniem, a tu… twarz zakostkowana dla niepoznaki i głos zmieniony, bo np. przesterowany. Widz łyka, że to prawdziwy bohater. Tymczasem my widzimy, że to nie ta osoba, która odmawiała nam wypowiedzi! Np. tamta była gruba – ta zakostkowana chuda. Dlatego jak jeden z naszych korespondentów, który wcześniej pracował dla konkurencji, opowiadał, że filmowano go od tyłu, a on grał rolę ojca pijaka albo przesłuchiwanego w celi pedofila, nikt się nie zdziwił. Opowiadał też, jak jego koleżanki grały zarażone wirusem HIV ofiary czarnoskórego poety Simona M. Dziś wysoko postawiona osoba posłuchawszy mojej opowieści spytała, dlaczego nikt o tym nie zrobi materiału. Dlaczego nikt tego nie przerwie. Spytałam jak to zrobić? Przecież musiałoby powstać niezależne od wszystkich mediów ciało, które byłoby niezależną komisją etyki i to badało! A coś takiego to taka utopia, jak zapewne moja wiara w to, że za dobre spotyka nas tylko dobro. Poza tym, czy nie będzie tak, że ten, kto złoży doniesienie, że materiał konkurencji jest nierzetelny od razu narazi się na zarzut, że donosi z zazdrości?
W swoim czasie pewien program informacyjny u komercji zaczął się od strajku w pewnym zakładzie produkcyjnym. Strajk był umówiony z załogą na zasadzie: „My was pokażemy, ale wy ten strajk zrobicie i zawiadomcie tylko nas!” Tak też się stało. Skąd to wiemy? Bo strajk był tylko na tej jednej antenie i tylko w tym jednym medium. Dziwne, prawda? Z reguły strajkujący informują wszystkich, których trzeba, a także tych, których nie trzeba. W tym przypadku tylko jedną stację? Dlaczego? Po to, by następnego dnia gazety powołały się właśnie na tę stację!

Kilka lat temu robiłam reportaż - historię nastolatki, którą policja znalazła na warszawskim Dworcu Centralnym i zawiozła do pogotowia opiekuńczego. Z tego pogotowia dziewczynkę (l. 15, jakby to napisał tabloid) odebrał obcy człowiek, podobno sutener. Zadzwoniłam do pogotowia i umówiłam się z panią dyrektor na rozmowę. Zgodziła się, bo to państwowa placówka. Gdy przyjechałam na miejsce na podjeździe minęłam się z ekipą konkurencji. Odjeżdżali z piskiem opon. Po wejściu do budynku wskazano mi drzwi gabinetu dyrektorki. Zapukałam, a tam cisza. Stukałam i pukałam kilka minut, ale nikt nie odpowiadał, choć zapewniano, że dyrektorka jest w środku. Nacisnęłam klamkę. Za biurkiem siedziała kobieta z twarzą ukrytą w dłoniach. Ramiona trzęsły się jej od szlochu. Spytałam, co się stało. Przez spazmy zaczęła mówić, a właściwie wykrzykiwać rozmazując makijaż:
- Co z was dziennikarzy są za ludzie!
- Ale proszę pani, ja nic nie zrobiłam – zaczęłam.
- Pani jeszcze nie, ale za chwilę pani też, jak tamten chłopak, który mógłby być moim synem, skrzywdzi mnie słowami i osądzi.
Zaczęłam zapewniać, że tak się nie stanie. W gabinecie doszło do paranoicznej sytuacji, kiedy kobieta wyła, a ja tuliłam ją do swojej chudej piersi i głaskałam po głowie. Rozmowę zaczęliśmy nagrywać po 45 minutach, a przecież płacona jest każda godzina pracy kamery. No, ale jak nagrywać roztrzęsionego i wyjącego człowieka, który ma wystąpić w roli urzędnika! Tymczasem po wizycie konkurencji pani dyrektor była zapuchnięta i roztrzęsiona. Co powiedziała, kiedy ochłonęła?
- Proszę pani! Ja cały czas podkreślam, że bardzo źle się stało, że ta dziewczynka została wydana obcemu człowiekowi. My nie kwestionujemy, że tak się stało! Ale proszę nas zrozumieć. Po pierwsze dziewczynka przebywała u nas nie pod swoim nazwiskiem, ale podała nazwisko innej dziewczynki. Nie miała dokumentów, a my wierzyliśmy, że ona się tak nazywa, jak powiedziała. Po drugie, zanim zawiadomiliśmy jej rodziców i zanim okazało się jak to w ogóle jest, tu na miejscu pojawił się mężczyzna, któremu dziewczynka rzuciła się na szyję krzycząc: „Wujku! Nareszcie jesteś! Zabierz mnie stąd!” Ta scena była tak autentyczna, że zmylona została nasza czujność! Wydaliśmy dziecko obcemu człowiekowi szczerze przekonani, że to jest wujek! Prawda okazała się inna. Ale nikt z tych, którzy nas osądzają od czci i wiary za złamanie procedury, nie zastanawia się, co się stało, że to dziecko podało nie swoje dane tylko koleżanki! Nikt nie myśli, dlaczego wolało odejść stąd z obcym człowiekiem! Dlaczego odegrało tę scenę!
Jak skończyła się ta historia? Nasza reporterka z oddziału TVP, który swoim zasięgiem obejmuje miejsce zamieszkania dziewczynki, trafiła do matki dziecka – pijaczki, która bełkotała i mówiła, że nie wie, czemu dziecko uciekło z domu, podało fałszywe dane i wybrało obcego człowieka zamiast niej. Reporterka trafiła też do koleżanki, której dane podała dziewczynka, jako swoje. A także do szkoły, klasy itd. Dowiedziała się wielu szczegółów o matce, a przede wszystkim tego, że uciekinierka nie była szczęśliwa we własnym domu. Po jakimś czasie wyszło na jaw, że mieszka dwadzieścia kilometrów od matki, u obcego człowieka. Do domu wracać nie chce. W tym samym czasie komercyjna stacja rozdmuchiwała aferę. Na jej antenie emitowany był reportaż, z którego wynikało, że sutener wywiózł to dziecko za granicę. Ta komercyjna stacja pojechała tamże z matką pijaczką na poszukiwania. Matka pijaczka biegała po zagranicznej stacji benzynowej ze zdjęciem „ukochanej córki” w garści. Wreszcie załatwiono, że wystąpiła przed kamerami zagranicznego programu szukającego zaginionych. Coś w stylu naszego polskiego „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie”. A dziecko było 20 kilometrów od domu! Jednak polski program, przygotowany w kooperacji z zachodnią stacją, miał wielką oglądalność. A stację widzowie uznali za taką, która wydaje swoje pieniądze, by pomóc „biednej matce”. To jest ta nowa jakość. I tę nową jakość chcą też wprowadzić u nas w newsach. Ja się na nią nie godzę. I to jest moja odpowiedź na pytanie kilku czytelników, czemu nie idę do komercyjnej konkurencji. Nie idę, bo nie chcę, by ktoś kazał mi wlewać wiadra wody piwnicznymi oknami i wmawiać widzom, że jest to powódź sięgająca pierwszego piętra. A wiem, że tak robi to konkurencja, bo przecież skoro nie ma powodzi to trzeba ją zrobić.

18 komentarzy:

  1. Skąd my to znamy...

    OdpowiedzUsuń
  2. tak mi sie przypomina (oprócz wieloryba i jesiora wódki) ślesin koło konina gdzie mieszkańcy gotują jajka w jeziorze bo elektrownia ciepłą wodę do jeziora z układu chłodzenia spuszcza...cały czas myślę i jeszcze coś pewnie mi się przypomni....ale to mały pikuś ...Pan Pikuś... w porównaniu z tym postem.....

    OdpowiedzUsuń
  3. Pracowałam w Fakcie przez kilka miesięcy. I wiem na pewno, że tam ludzie się OBNAŻALI! To miało miejsce w toaletach! Wchodzili i ściągali spodnie! Nikt, ale to nikt kto przychodził do tej firmy nie był o tym informowany. Jestem tego pewna, bo rozmawiałam o tym z wieloma osobami. Wyobrażacie to sobie? NIby porządny człowiek, chodzi po korytarzu rozmawia z ludźmi, a nagle wchodzi do toalety i OBNAŻA SIĘ! To jest cała prawda o Fakcie. Nie podam swojego nazwiska, bo brałam w tym udział. Zachęcona bezkarnością, też parę razy ściągnęłam spodnie. Mówię ton szczerze i ze skruchą. Tak byłó. To ze mnie zrobił Fakt

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo dowcipny komentarz (patrz powyżej). Taki felusiowaty, bardzo faktowy!!! Na szczęście nikogo tym razem nie obraża. Tak jak błoto, co czasem pobrudzi buty. Wystarczy przetrzeć szmatką.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy ktoś mógłby jeszcze opisać kilka brudów z działalności TV? Oni mają się za nieskazitelnych, wiedzionych etyką i znakomicie oczywiście zarabiających dziennikarzy. Chętnie posłucham, bo sądziłem do tej pory, że redakcji newsowych ten syf nie dotyczy. Po raz pierwszy odzywam się na tym forum, jestem dziennikarzem i znam wiele brudów prasowych tak zwanych dobrych tygodników. Jak przyjdzie pora, to je wszystkie opiszę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja nie nazywałbym tego "opisywaniem brudów", to raczej oczyszczanie rany z zalegającej ropy. Chirurgiczna robótka. Dopóki było o tym cicho, pacjent po cichu gnił. Teraz ma szanse wyzdrowieć.

    OdpowiedzUsuń
  7. no i oto chodzi właśnie w tym blogu, jak sądzę... a nie o zemstę, tylko zapyziali w swojej faktowości osobniki myślą inaczej...

    OdpowiedzUsuń
  8. wkurza mnie że nicka nie można wpisać... szrek jak to zrobiłeś????

    OdpowiedzUsuń
  9. No właśnie jak wpisać nick i gdzie jest doktor Mierzwiak?

    OdpowiedzUsuń
  10. Nicka wpisałem metodą prób i błędów. Wchodzisz w "wybierz profil i klikasz zakładkę "Nazwa" (nad "Anonimowy") I dalej po sznurku...

    OdpowiedzUsuń
  11. tez nie mogłem sobie poradzic, cóż jestesmy z innej bajki. Ale szybko sie uczymy.

    OdpowiedzUsuń
  12. dzban... co to mu się ucho urwało...6 grudnia 2009 18:33

    Widzę że Dawid zaczyna odkrywać karty, i cel do którego dąży tak naprawdę....i co Fakciarze ze spuszczonymi nosami na kwinte??? już pozostaje wam tylko żuć w zębach przekleństwa....

    OdpowiedzUsuń
  13. Ale się zaczyna dziać! Teraz TVN dostał po łapach... Który dalej w kolejce?
    Coraz bardziej mi się to podoba. O tym, że w Fakcie są hieny, mówią wszyscy. A yu nagle przykra niespodzianka. Jakby ktoś, za przeproszeniem, bąka puścił w towarzystwie...

    OdpowiedzUsuń
  14. No, wreszcie sie Pan wzniosl ponad resentymenty wobec Faktu i ten blog wyplynal na szerokie wody.
    Bo tu nie chodzi tylko o Fakt, lecz o polskie media. Sa chore u samych fundamentow
    Pozdrawiam
    M.(tez z "branzy")

    OdpowiedzUsuń
  15. Może i w innych mediach też jest zle ,ale Fakt to przykład całkowitego dna

    OdpowiedzUsuń
  16. szkoda że bufonowata dziennikareczka - pisareczka podobnie nie ocenia inteligencji swoich koleżanek z TVP, szczególnie regionalnych oddziałów i jakim cudem tam dostały pracę, gdy ich wiedza jest zerowa i czysto po polsku też kiepsko mówienie im idzie:)))jak widać wszystko co złe to komercja:)))to tak samo jak ze świętoszkiem piszącym tego potrzebnego bloga i paskiem z lewej strony: zagadka kto jest BE w polskich mediach a kto CACY (chodzi mi o gazety i koncerny medialne)?:)))a przecież to wsio szambo:)))

    OdpowiedzUsuń
  17. Zainteresowana7 grudnia 2009 21:59

    Właśnie oglądałam w TVP 2 program Lisa o tabloidach. Wiele tez brzmiała znajomo. Ot, lisek chytrusek. Temat na topie i celebryci nie mogą zostać w tyle.

    OdpowiedzUsuń